Powieść "Pomieranie"

Zanurz się w świat pełen cieni "Pomierania", gdzie każdy zwrot akcji to delikatny taniec między dreszczem nieznanego, a głębokimi przepaściami ludzkich emocji. W samym środku tego porywającego opowiadania stoi Piotr Buran, człowiek nawiedzany przez swoje demony, otulony w ciemność straty i uzależnienia. Jego życie, już wiszące na włosku po stracie córki, wpada w chaos, gdy jego związek z żoną pęka pod ciężarem niewypowiedzianego żalu.

Śmierć, której doświadcza to jednak dopiero początek dręczącej podróży Piotra. Nieświadomie przekracza on zasłonę między światem żywych, a zaświatami, wchodząc do krainy, gdzie echa jego dawnych grzechów i szepty odkupienia przeplatają się.

"Pomieranie" tka złożony gobelin reinkarnacji, rozgrzeszenia i wiecznego poszukiwania prawdziwej miłości. Zmusza czytelników do konfrontacji z najciemniejszymi zakątkami ludzkiego serca, oferując hipnotyzujące badanie żałoby, winy i możliwości uzdrowienia. Ta powieść to mistrzowskie połączenie thrillera i wzruszającej opowieści, obiecująca podróż, która pozostawi cię na krawędzi fotela, z sercem w gardle, zastanawiając się nad niezgłębionymi tajemnicami życia i trwałą mocą miłości.

Fragment powieści "Pomieranie"

Właśnie przestawało padać. Deszcz, życiodajna moc, która dostarczała energii biologicznemu światu, umierał powoli, lecz niestrudzenie. Ostatnie nieliczne i jakże nieśmiałe krople jeszcze upadały na chodnik, ale widać było, że to ostatnie podrygi czarnej, gęstej chmury, która powoli, mozolnie przesuwała się z południa na północ. Słońce tylko czekało na swoją szansę, aby wyskoczyć zza krawędzi obłoku i rozpocząć swoje rządy. Nieśmiała postrzępiona tęcza wyjrzała zza najbliższego wzgórza, ale szybko zaczęła cofać się blednąc niemalże w oczach. Szedł całkowicie pustą ulicą. Powietrze tak było przesiąknięte świeżością, że aż prosiło się, aby je wciągać do płuc bez żadnego umiaru. Nie dał się długo prosić. Skorzystał z zaproszenia i odetchnął z rozkoszą pełną piersią.

Wszędzie wokół panowała nienaturalnie głucha cisza, aż bolały uszy. Żaden narząd słuchu nie znosi bezczynności. Nieustannie domaga się bodźców, które można by przesłać do dalszej obróbki do głodnego doznań mózgu. Gdyby kiedyś ktoś mu powiedział, że cisza będzie go drażnić, że mógłby zatęsknić za choćby namiastką hałasu, to by go zwyczajnie wyśmiał. Podążał tym traktem już jakiś czas. Rozglądał się ciekawie głodny kontaktu z jakimkolwiek przedstawicielem gatunku Homo sapiens. Daremnie. Przeszedł już ponad kilometr, a nie spotkał do tej pory ani żywego ducha.

– Co jest?! Czyżbym trafił do Czarnobyla? – próbował żartować, choć nie był w nastroju. – Wymarłe miasto? Nie, to kompletne bzdury! Chyba nigdzie na świecie nie ma już takich miejsc?

Nie miał bladego pojęcia jak się tu znalazł. Był przed momentem w innym miejscu, nawet już nie pamiętał, gdzie i nagle ocknął się tutaj. Zupełnie nie kojarzył tego środowiska ani tym bardziej miasta. Raz jeszcze rozejrzał się wokół, ale jedyne co mógł zrobić, to wzruszyć bezradnie ramionami i pójść dalej.

– Boże, co ja tu robię? Co to za miejsce? Gdzie ja jestem?!

Poczuł się jak na planie filmu, na którym spece od scenografii odwalili kawał dobrej roboty, a później wyskoczyli na przerwę obiadową. Podszedł do najbliższego budynku i dotknął ściany. Po chwili zrobił to samo z rosnącym nieopodal drzewem. Wszystko było prawdziwe, namacalne. To nie był plan filmowy. Wokół niego funkcjonowało normalne miasto. Chciał użyć określenia „żywe”, ale to akurat nie mijałoby się z prawdą, gdyż oprócz niego nigdzie nie było widać żywej duszy.

– Co się dzieje? Dlaczego nikogo tu nie ma? Tak nie powinno być. To nie jest normalne! – raz jeszcze zlustrował okolicę. – Czemu jestem na Boga, całkiem sam?!

– Oczywiście, że jesteś sam, ale dlaczego cię to dziwi? Przecież tego właśnie chciałeś, czyż nie? – słowa docierały gdzieś
z góry, odbijając się echem od ścian, jakby na którymś z dachów siedział ktoś z megafonem w ręku.

– Ja?! Niby kiedy? – nawet nie zastanowił się z kim rozmawia, tylko brnął w dyskusję.

– „Boże, być wreszcie sam! Choć na kilka minut odciąć się od tego całego szajsu i trochę odpocząć. Boże, czy o tak wiele proszę?!”

– Jestem Bożym sługą, ale nie potrafię przejść obojętnie wobec pewnych rzeczy. Powiedziałem to, gdyż potrzebowałem odmiany. Miałem chwilę słabości i szukałem spokoju – dość szybko pojął, z kim ma do czynienia.

– Więc teraz mnie będziesz winił!! – zabrzmiało to jak szyderstwo.

– Nie!… tak!… ale Boże? – chciał coś z siebie wyrzucić, ale nie bardzo wiedział jak. – Dlaczego nie pozostawiasz mi wyboru?… Czemu, nie mogę sam decydować o swoim życiu? Przecież w jakimś celu obdarowałeś mnie inteligencją? Jaka by ona nie była! Czyż nie?!

–  Tak właśnie. Musisz wiedzieć, że we wszystkim jest jakiś ukryty cel. Nawet gdy go nie dostrzegasz… Masz duszę, która czyni cię wyjątkowym! To nie jest piętno, wręcz przeciwnie. Musisz jednak wiedzieć, że to cię do czegoś zobowiązuje. Nie zapominaj
o tym!

– Pamiętam, że mam duszę, choć muszę z przykrością powiedzieć, że nie mam bladego pojęcia co to jest. Nigdy jednak o tym nie zapomnę. Obiecuję! To tak jakbym nie wiedział, kim jestem… Tyle się mówi o tej słynnej wolnej woli. O tym, że sami kreujemy swoją przyszłość. Ty jednak cały czas ingerujesz w moje życie
i nie dajesz mi szansy dokonania wyboru, tylko i wyłącznie mojego wyboru. Sterujesz mną jak jakimś automatem. Dlaczego, pytam? Dlaczego?!

– Bo taka jest moja wola!