Powieść "Porzucony"
Jeżeli człowiek jest tylko inteligentnym zwierzęciem, to co sprawia, że otrzymujemy instrukcje od niewiadomo kogo, jak powinniśmy się zachować w momentach zagrożenia? "PORZUCONY" opisuje historię kogoś, kto nagle został porzucony, a może raczej wyzwolony spod opieki nieopisanej mocy, która wcześniej nim kierowała. Główny bohater dzięki temu przypadkowo odkrywa, że posiadł niezwykły dar, który pozwala mu kierować poczynaniami innych ludzi. Podoba mu się takie rozwiązanie, więc zaczyna wykorzystywać te moce do swoich celów. Zaczyna się od drobnych rzeczy, aby wraz z rozwojem sytuacji dotrzec do momentu, gdy jesteśmy świadkami ludzkich tragedii.
Zamów teraz
Możesz też zamówić tą książkę na amazon.pl lub allegro pl.
Fragment powieści "Porzucony"
Aniele Boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy,
Strzeż duszy, ciała mego,
zaprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.
„Aniele Boży”
(Modlitwa do Anioła Stróża)
🙥 🟔 🙧
„Zaczyna się…
Tak właśnie, taka jest potrzeba.
Taki jest początek, taka rzeczy kolej!
Preludium próby i wszystko co pierwej,
pozostać ma w cieniu,
w błogiej niewiedzy,
subtelnej ślepocie.
Chwilę później wbrew sobie doświadczysz zbawienia.
Właśnie czas zaczynać…
teraz przyszła pora,
żeby wyjść na scenę
niczego nieświadomym, banalnym aktorom.”
🙥 🟔 🙧
Człowiek, istota Boska, jest najprawdopodobniej najinteligentniejszym z wszystkich bytów, jakie do tej pory żyły, na naszej niewielkiej planecie krążącej wokół macierzystej gwiazdy – słońca. Jakże często wydaje się nam, ludziom, że jesteśmy tacy niepowtarzalni, wyjątkowi i że, już dawno wysforowaliśmy się przed nasz umowny i zhierarchizowany przez nas samych, biologiczny szereg. Jednak tak naprawdę, to nadal funkcjonujemy w świecie naszej ziemskiej fauny i nadal kierują nami; ba nie tylko kierują, ale jakże często rządzą, pewne mroczne, pierwotne instynkty.
Prastare, ukryte, tajemnicze moce, jeszcze wciąż podpowiadają nam, co powinniśmy zrobić, kiedy zawiedzie logika i świadomość wolnego wyboru. Kiedy to strach sparaliżuje nas albo brak czasu na reakcję nie pozwoli nam na podjęcie szybkiej i logicznej decyzji. My, ludzie, bronimy się przed tym twierdząc, że jednak istnieje wolna wola i że zawsze mamy możliwość wyboru. W rzeczywistości robimy to wszystko, co nakaże nam w danej chwili ukryta, w nie wiadomo którym zakamarku naszego delikatnego ciała, podświadomość.
Każdy z nas złapał się zapewne kiedyś na tym, że zrobił coś zupełnie nieświadomie, bezwiednie, nie myśląc i nie zastanawiając się zupełnie nad tym, co właśnie robi, co więcej – dzięki temu uratował się przed przykrymi, a czasem nawet tragicznymi konsekwencjami.
Jest w każdym z nas coś tajemniczego, niepojętego, coś co często bierze stery naszego postępowania w swoje ulotne, wirtualne ręce. Niektórzy nazywają to instynktem, podświadomością, szóstym zmysłem, ale są i tacy, którzy zdobywają się na odwagę by nazwać tę „rzecz” w bardziej wyszukany sposób… Są wśród nas tacy, którzy ośmielają się nazywać to coś „ANIOŁEM”.
🙥 🟔 🙧
Jakaś niesamowita, wszechpotężna wręcz siła porwała go nagle i w jednej chwili wyrzuciła na zewnątrz. Przez ułamek sekundy próbował z nią walczyć, przeciwstawić się, czy chociażby stawić jakikolwiek opór. Nie dał jednak rady. Nigdy wcześniej nie zetknął się z czymś takim. Znalazł się poza domem i natychmiast
w ułamku sekundy podjął decyzję, że spróbuje powrócić. Próbował dostać się z powrotem do środka, ale nie dał rady. Drzwi były zamknięte od wewnątrz, a on nie miał właściwego klucza. Podjął się rozwiązania siłowego, ale to nic nie dało. Wytężał wszystkie siły, walczył z całą dostępną sobie mocą, aż wreszcie poddał się
i przyznał do klęski. Jego moc była niczym, przy potędze, z którą chciał konkurować. Wyglądało to tak, jakby małe dziecko próbowało pokonać w pojedynku na rękę, potężnego atletę.
Wiedział, że przegrał. Czuł, jak jego wewnętrzna energia pulsuje, wznosząc się i opadając, jak łódź rzucana przez potężne morskie bałwany podczas jesiennego sztormu. Potężniała i słabła
i znowu rosła w siłę, by za chwilę polec. Jak gdyby ten, który ściągnął go tutaj, nie mógł się zdecydować czy obdarzyć go energią, czy też mu ją odebrać. Chciał wiedzieć co się stało, dlaczego został wygnany z własnego domu. To było banalnie proste. Zadać właściwe pytanie i cierpliwie zaczekać na odpowiedź. Ale nagle zdał sobie sprawę z faktu, że nie ma bladego pojęcia, jak powinien zapytać.
– Jak mogę dostąpić zaszczytu odpowiedzi, skoro nawet nie potrafię zadać właściwego pytania! – przemknęło mu przez głowę.
Wreszcie ustąpił i sprawę pytań odłożył na czas późniejszy. Jak się jednak okazało, nie na długo. Rozejrzał się wokół i z przekąsem stwierdził, że nie zna tego miejsca. Znajdował się w środowisku, w którym nie chciał się znaleźć i gdzie ani przez chwilę nie zamierzał przebywać. Miał chyba jakieś zadanie do wykonania, ale nie pamiętał jakie, a może zwyczajnie nie wiedział.
– Co się dzieje?! Gdzie ja jestem?! – pomyślał wyraźnie rozkojarzony, a zaraz potem głośno dodał. – Ach to ty „Panie”! Dziękuję, że mnie tutaj sprowadziłeś – próbował być miły dla tego, „który jest wszystkim”.
Odczekał jakiś czas oczekując, że nawiąże rozmowę, ale pomimo upływającego czasu, nic się nie działo. Powoli tracił cierpliwość. jeszcze chwila i ponownie przejął inicjatywę.
– „Panie”, nie usłyszałem do tej pory żadnej odpowiedzi! Jestem tutaj i cierpliwie czekam na polecenia. Nie znalazłem się tu przecież przypadkowo, czyż nie mam racji? Z pokorą przyjmuję twoją niezrozumiałą przyznaję, dla mnie decyzję i czekam na ciąg dalszy. Wszak to ty jesteś mistrzem, a ja uczniem jedynie – spuścił wzrok w pokorze i czekał.
Słów nie usłyszał, ale jak gdyby w odpowiedzi, ta sama potężna siła, ponownie wzięła go we władanie. Znowu, jak gdyby zapomniał, co działo się przed chwilą i spróbował oporu. Po krótkiej, bezsensownej szamotaninie, przegrał jak wcześniej. Tym razem, „zwyciężczyni” obeszła się z nim jednak dużo łaskawiej. Uniosła go delikatnie w górę i pozostawiła zawieszonego na wysokości kilku metrów nad ziemią. Wisiał jak nietoperz do góry nogami. Zamroczony i bez woli walki. Poddał się, choć iskierka buntu jeszcze się gdzieś tam w środku żarzyła, dając ulotną nadzieję na olbrzymi pożar, kiedyś w przyszłości. Coś właśnie podpowiedziało mu, że powinien się rozejrzeć i komuś dokładniej przyjrzeć.
🙥 🟔 🙧
To coś było teraz tuż nad nim, unosiło się dosłownie kilka metrów nad jego głową, ale on nie miał najmniejszego pojęcia, że ma teraz towarzystwo, że nie jest już sam. Szedł bardzo powoli, niemalże dreptał, nigdzie mu się nie śpieszyło. Był w doskonałym nastroju, spędził przecież ostatnich kilka godzin w miłym towarzystwie, tak jak lubił. Trwałby w tym błogim nastroju dalej, gdyby nie to, że nagle coś w jego wnętrzu nakazało mu się natychmiast zatrzymać. Zrobił to posłusznie, ale to wszystko, na co było go w tym momencie stać. Nie wiedział, jak powinien się zachować. Stać nieruchomo, czy się poruszyć, odwrócić, spojrzeć gdzieś, w jakimś kierunku, tylko gdzie? Przed siebie, czy może za… a może na boki?
Wiedział, że coś jest nie tak, nie wiedział tylko co? Nie pojmował, czy coś mu grozi i powinien być przerażony, czy może raczej ma do czynienia z pewną niecodzienną rzeczą, jakąś ciekawostką. Serce zaczęło bić w piersi coraz szybciej, aż wreszcie waliło jak oszalałe, a puls podskoczył do niebezpiecznego poziomu.
– Chyba zaczynam się bać! – pomyślał i nerwowo rozejrzał się na boki. Spojrzał na swoje dłonie i zaskoczony stwierdził, że drżą, jak u starego alkoholika po tygodniowej imprezie.
Rozejrzał się uważnie wokół siebie. Nic nie dostrzegł, ale wyczuł, że dzieje się coś dziwnego. Nagle naszła go myśl, aby unieść głowę i spojrzeć w górę. Nie poddał się jej od razu, ale powoli podnosił głowę. Panicznie bał się, że za chwilę dostrzeże coś przerażającego, na co kompletnie nie będzie przygotowany. Przemógł się i spojrzał wreszcie w tamtą stronę, ale dojrzał jedynie pięknie podświetlony obłok przesuwający się majestatycznie na tle niezwykle jasnej tarczy księżyca. Na chwilę skupił na nim wzrok i delektował się ulotnością cudownego obrazu.
– To podobno tylko zwykła para wodna, a przecież jest taki namacalny. Wydaje się, że mógłbym jedynie wyciągnąć rękę, aby go dotknąć – uśmiechnął się do siebie. Ta myśl uspokoiła go na tyle, że przestał już się przejmować tym, co przed chwilą zaprzątnęło jego całą uwagę.
Nabrał głęboko powietrza do płuc. Chwilę delektował się jego smakiem, czymś co było jakby mieszanką czystego, chłodnego i wilgotnego powietrza oraz odżywczej energii. Oddychanie sprawiało mu teraz prawdziwą przyjemność. Zawsze robił to automatycznie, bezwiednie, a teraz nagle zdziwiony stwierdził, że wciąganie powietrza do płuc może być, aż tak miłe.
– Dziwne… Cholera to naprawdę fajne uczucie! – pomyślał zadowolony i poczuł, że krótkie rytmiczne wdechy i wydechy działają na niego kojąco.
Raz jeszcze popatrzył w stronę pucułowatego księżyca, napawając się przez chwilę jego pięknem, po czym spojrzał w kierunku, w który zamierzał pójść. Gdyby nie alkohol wypity wieczorem, to zapewne nigdy by się sam w nocy w takie miejsce nie zapuścił.
– Coś jest dzisiaj ze mną nie tak. Chyba za dużo wypiłem. Brakuje jeszcze tylko tego, żebym zaczął mieć jakieś halucynacje – chwilę postał w bezruchu zastanawiając się nad tym, co przed momentem sam do siebie powiedział, po czym włożył ręce do kieszeni spodni i ruszył naprzód.
Nie uszedł nawet trzech kroków, gdy nagle do jego uszu dotarł pewien dziwny, trudny do opisania, subtelny dźwięk. Delikatny szum, jakby wiatru, który powoli i systematycznie rósł
w siłę. Dźwięk ten od razu skojarzył mu się z ruchami skrzydeł wielkiego ptaka, który mozolnie walczy z grawitacją. Po chwili odrzucił tę myśl i przypisał to jednak podmuchom wiatru. Rozejrzał się czujnie wokół, ale żaden liść w parku ani drgnął. Wiatru przecież nie było.
– Człowieku… człowieku… człowieku – usłyszał jak ktoś, nie wiadomo kto, ani gdzie, powtórzył trzykrotnie to słowo.
Nie wiedział, kto je wypowiada ani skąd dochodzi usłyszany głos. Słowa zostały wypowiedziane z doskonałą, perfekcyjną wręcz dykcją, a barwa głosu była niezwykle charakterystyczna. Rozejrzał się zdenerwowany, ale nikogo nie dostrzegł. Był sam, widział to swoimi fizycznymi oczami, ale jednocześnie wyczuwał czyjąś niematerialną obecność. Nie wiedział nawet, w którą stronę powinien spojrzeć. Nie czuł się jednak teraz w jakikolwiek sposób zagrożony, raczej kierowała jego poczynaniami zwykła ludzka ciekawość.
– Tak, zdecydowanie za dużo wypiłem. Zaczynam mieć jakieś cholerne majaki! Jeszcze trochę i zacznę widzieć białe myszki – pomyślał, zrobił głupią minę i spuścił wzrok, aby spojrzeć na swoje buty.
Wyobraził sobie stadko niewielkich gryzoni biegających po chodniku i przeskakujących przez jego buty i zaśmiał się na samą myśl, że ktoś w ogóle może coś takiego widzieć.
Słowa już więcej się nie powtórzyły, a dziwny towarzyszący im dźwięk, całkowicie ucichł. Po chwili w ich miejsce pojawiły się typowe dla miasta odgłosy nocy.
– No i dobrze… i tak trzymaj! Jest fajnie i niech tak zostanie. Nie ma się, co przejmować jakimiś pierdołami – dodał sobie w ten sposób odwagi.
Strach gdzieś odpłynął, a na niego spłynął prawdziwy błogi spokój. Raz jeszcze przyjrzał się uważnie otoczeniu. Wszędzie wokół panowała cisza. Nic więcej nie dostrzegł, wzruszył więc szybko swoimi wątłymi ramionami i powiedział cicho do siebie.
– Musiałem się przesłyszeć. Tak, tak, na pewno mi się tylko zdawało.
Coś jednak nadal znajdowało się nad tym młodym, nieświadomym niczego mężczyzną. Było, ulotne, eteryczne, jak ten obłok, który przykuł jego uwagę, ale emanowała od tego nieograniczona niemalże moc i energia. Zaczynało się coś dziać, ale było to poza zasięgiem zmysłów najbardziej zainteresowanej osoby.