Powieść "Zagadka"

"ZAGADKA" to thriller, który wprawi czytelników w zdumienie.
W trzymającym w napięciu thrillerze “ZAGADKA” pozornie zwyczajne życie rodziny zostaje roztrzaskane, gdy ich małe dziecko tajemniczo znika z ich mieszkania na czwartym piętrze w środku nocy.
Oboje rodzice śpią w pokoju obok, więc niewytłumaczalne zniknięcie pozostawia ich w osłupieniu i zdumieniu.

W miarę jak dochodzi do śledztwa, policja nie znajduje żadnych śladów włamania, śladów walki ani żadnych wskazówek do podążania. Dawne spokojne życie rodziny zostaje wstrząśnięte, gdy muszą zmierzyć się z przerażającym wnioskiem, że ktoś w ich zżytej społeczności może być odpowiedzialny za porwanie ich dziecka.

"ZAGADKA" to thriller, który wprawi czytelników w zdumienie, gdy rodzina ściga się z czasem, by rozwiązać zagadkę, która wydaje się nie mieć żadnego sensu. Czy odkryją szokującą prawdę ukrytą w swoich własnych ścianach, czy też ciemność pochłonie ich wszystkich?

Fragment powieści "Zagadka"

Wstęp

Żarówka zaczęła migotać, jak gdyby się przepalała albo nastąpiły chwilowe przerwy w dostawie prądu. Korytarz raz po raz pogrążał się w całkowitym mroku, aby po chwili ukazać swe wnętrze w całej okazałości. Gra światła i ciemności trwała przez kilkanaście sekund. Nagle wszystko urwało się i zapanował gęsty, namacalny wręcz mrok. Wokół panowała głucha cisza. Gdzieniegdzie coś cicho zaskrzypiało, a gdzieś w odległym kącie coś nagle gwałtownie zaszurało. Stary dom żył własnym życiem i w ten sposób witał nowo przybyłego. Wiedział już, że ma kolejnego gościa. W ten sposób zapomniane budynki, w których od dawna nikt nie mieszkał, cieszyły się z odwiedzin. Przybysz pojawił się nagle. Brak światła w niczym mu nie przeszkadzał. Znał tu przecież każdy centymetr. Jego odwiedziny w tym miejscu były cykliczne. Miał zadanie do wykonania, które sam sobie wcześniej wyznaczył. Misja, którą zamierzał wypełnić, była jego jedyną szansą na zaistnienie w świecie, o którym większość ludzi nie miała bladego pojęcia. Świat czekał na jego przybycie, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Powoli zmierzał w sobie tylko znanym kierunku. W momencie, gdy dotarł do drzwi, zalała go fala sztucznego światła. Wsunął się bezszelestnie do pomieszczenia i delikatnie, aby nie czynić hałasu zamknął drzwi za sobą. Panował tu półmrok, a on przed chwilą przebywał w jasno oświetlonej przestrzeni, dlatego upłynęło kilkanaście sekund zanim wzrok przyzwyczaił się do nowych warunków. Wreszcie potrafił dostrzec odpowiednią ilość szczegółów. Nie mógł ryzykować. Zawsze istniał cień szansy, że jakimś cudem uwolnili się z  więzów i teraz czekają tylko na odpowiedni moment, aby go powalić na ziemię i uciec.

2

Był pedantyczny do bólu, ale zawsze coś mogło pójść nie tak. Wiązań, którymi ich skrępował, był pewny. Specjalnie na ten czas ćwiczył przez dwa tygodnie przeróżne rodzaje węzłów, wybierając najbardziej niezawodne. Dwaj mężczyźni znajdowali się w tych samych pozycjach, jak ich wcześniej pozostawił. Wczoraj z jednym z nich miał poważne problemy, ale uznał, że to faza przejściowego buntu, który minie. To jak z nastolatkiem, który testuje na ile może sobie pozwolić. Musiał jednak z nim współpracować, aby zbliżyć się do wyznaczonego celu. Drugi z mężczyzn, był bardziej uległy. Był idealnym materiałem do formowania nowej świadomości i dlatego go wybrał. Wiedział, że z pierwszym będą problemy, ale on przecież lubił wyzwania. - Jeden wybór świadomy, drugi narzucony, ale jakie to ma znaczenie? Kim bym był, gdyby okazało się, że nie radzę sobie z ludzkimi charakterami – pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Obydwaj jego wybrańcy siedzieli na posadzce, oparci plecami o  ścianę, z rękoma uniesionymi w górę. Mocne, specjalnie dobrane liny owinięte wokół nadgarstków uniemożliwiały pełen zakres ruchów. W pierwszy dzień popełnił błąd i za mocno naciągnął wiązania, ale potrafił wyciągać wnioski i od tamtego czasu, mieli ograniczoną, ale jednak możliwość ruchów. Raz jeszcze zlustrował obie postacie, po czym sprawdził w kieszeni i ruszył w ich stronę. - Yyy... Yyyy... – Ten z prawej musiał go usłyszeć, gdyż nagle poruszył się i otworzył oczy. Z zakneblowanych ust wydostały się przytłumione, niemożliwe do zrozumienia dźwięki. Jego sąsiad spojrzał jedynie w jego kierunku. Nic więcej nie zrobił, poruszył tylko delikatnie głową. - Spokojnie... To nic nie da. Czyż już tego nie przerabialiśmy? – starał się mówić ciepłym, życzliwym głosem. – Czyż nie jestem dla was miły? Karmię was, myję, przebieram. Inaczej tkwili byście w tym miejscu, jak zwierzęta, jak świnie w chlewie… utopieni we własnych odchodach.

3

Ten, który próbował przed chwilą coś powiedzieć, nagle rzucił się z impetem przed siebie. Obrał go sobie za cel ataku. Lina wytrzymała nagły zryw. Zatrzymała go i rzuciła niemalże na ścianę. Podniósł się nieporadnie i ponownie ruszył do ataku. Próbował nogami dosięgnąć celu. Zawył z bólu i ponowił próbę. Przewrócił się na bok, ale nie przestawał. Szarpanina trwała jeszcze dobrą minutę, aż wreszcie ustała. Trochę trwało zanim dotarło do niego, że to co robi jest bezcelowe. Wściekłość, która emanowała z szeroko otwartych oczu, gdzieś odpłynęła, a w jej miejsce spłynęła pełna spokoju apatia. Na ten widok oprawca uśmiechnął się sam do siebie. I o to mi chodziło – pomyślał. Nie chciał okazywać radości. To by ich tylko zmobilizowało do dalszego buntu. Dodałoby im energii, którą już z nich niemalże całkowicie usunął. Wiedział, że z każdym takim atakiem wyczerpywał ograniczony zasób energii jakim dysponował. W tym przypadku czas nie działał na korzyść ofiary. Obaj nie odrywali teraz od niego oczu. Śledzili każdy jego ruch, niepewni tego, co za chwilę zrobi. Pomyślał, że dzięki rutynie stanie się dla nich przewidywalny. To by bezsprzecznie uspokoiło atmosferę. Okazało się jednak, że jeszcze nie są na tym etapie. Nie zakrył im oczu, choć na początku nawet o tym pomyślał. Szybko jednak odrzucił tę myśl. Mogli na niego patrzyć do woli, to nic nie zmieniało. Wręcz przeciwnie, dzięki kontaktowi wzrokowemu zawiązywała się między nimi pewna szczególna więź. Kiedy się to skończy, nie będą chcieli ani tym bardziej nie będą mieli możliwości nikomu się poskarżyć. - Jesteście tutaj, gdyż tak chciałem. Dwóch, zdawałoby się przypadkowo wybranych mężczyzn. – Podszedł na metr od nich i zrobił zatroskaną minę. Chciał, aby zrozumieli, że mu na nich zależy. – Wybrałem was spośród wielu. Wierzcie mi to zaszczyt, że się tu znaleźliście... Już wam wcześniej tłumaczyłem, że nie musicie się bać, nie zrobię wam krzywdy. Powinniście wreszcie to

4

zrozumieć. Gdybym zamierzał to zrobić, to już dawno byście byli martwi lub co najmniej okaleczeni. To nie jest moim zamiarem... Mam dla was panowie pewne zadanie do wykonania. Mówienie teraz o szczegółach mija się z celem. Jest jeszcze za wcześnie. Nie jesteście gotowi, ale ja jestem cierpliwy... nad wyraz cierpliwy. Przerwał na chwilę swój wywód i sięgnął do kieszeni kurtki. Wyciągnął teatralnym gestem dwie strzykawki, w taki sposób, aby to zauważyli. Żaden z nich nie zaprotestował. Przykucnął po kolei przy każdym z nich i zrobił im po zastrzyku w żyłę. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Cofnął się w głąb sali i po chwili powrócił z drewnianym krzesłem. Ustawił go delikatnie dwa metry od nich i usiadł. Narkotyk już działał. Dawka była tak wyliczona, aby poczuli jego dobroczynne działanie, ale nie na tyle, aby odpłynąć w świat iluzji metafizycznej. - Cztery! Słyszycie co do was mówię?! – Obaj odpowiedzieli skinięciem głowy. – Zapamiętajcie, tę cyfrę! Cztery! Cztery! Od teraz, panowie ta liczba będzie miała ogromne znaczenie. Zamknijcie oczy i wsłuchajcie się w swoje oddechy. Oddychajcie spokojnie i głęboko, tak jak wam nakazuję. – Dotarł do nich i uzyskał ich posłuch. Oddychali miarowo, dokładnie tak jak im nakazał. Jego głos emanował spokojem i zaufaniem. – Zapomnijcie, gdzie jesteście i w jaki sposób się tu znaleźliście. Całe to pomieszczenie wypełnia pozytywna energia, która was otacza i daje poczucie bezpieczeństwa. Wciągajcie ją wraz z powietrzem, wchłaniajcie przez skórę. Potrzebujecie jej, aby stać się doskonalszymi... O, tak... Tak jest dobrze... Czujecie, jak powoli ogarnia was senność. Jest coraz silniejsza i silniejsza. Nie walczcie z  nią. Jest dobra. Dzięki niej czujecie się lepiej. Poddajcie się jej. Dobrze... Przerwał na chwilę, aby sprawdzić ich stan. Siedzieli nieruchomo z zamkniętymi oczami. Wyglądali, jak gdyby przed chwilą zasnęli. Lecz to nie był sen. Tkwili teraz w jakimś letargu. Doprowadził ich do stanu, w którym powinni się znaleźć.

5

Wiedział, że do pełnej kontroli będzie potrzeba jeszcze kilku podobnych seansów. Z tym nadpobudliwym nie będzie problemów. Tu chodziło tylko o wychowanie. Ten drugi, to było prawdziwe wyzwanie. Musiał go zniszczyć. Oczywiście, niefizycznie. Trudność polegała na tym, że potrzebował nowego człowieka. Musiał wykasować jego wspomnienia, cechy charakteru i osobowość. Wszystko, co wiązało się z przeszłością musiało zniknąć. W to miejsce miał się pojawić ktoś nowy. Posłuszny i całkowicie odmieniony. Musiał zmanipulować jego zmysły, oszukać umysł i ducha. - Dam wam nowe życia, nowe możliwości. Nauczę was nawet telepatii, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dzięki mnie staniecie się lepsi, doskonalsi, ale to wymaga czasu. – Czuł, jak ogarnia go podniecenie. Wiedział, że powinien zdusić to w zarodku. - A teraz zacznę liczyć. Kiedy dojdę do czterech zapadniecie w głęboki sen i tylko ja, kiedy użyję słowa „cztery” będę w stanie was z niego wyprowadzić... Zapamiętajcie mój głos, tylko ja będę mógł was z tego wydobyć, albo wprowadzić w ten stan. Tylko ja… nikt więcej. Jeden, dwa, trzy, cztery. Śpijcie, moi mili! Świat jest miejscem, gdzie wszyscy powinniśmy egzystować na tych samych prawach, co pozostałe istoty, bez względu na miejsce, jakie zajmują w biologicznej hierarchii i strukturze planety. Czas płynie dla wszystkich tak samo, dając teoretycznie każdemu takie same szanse na koegzystencję z innymi gatunkami. Nie inaczej sprawy się mają w ramach naszego gatunku. Homo sapiens do przeżycia potrzebuje naprawdę niewiele. Jesteśmy istotami stadnymi. Łączymy się w grupy, nie tylko dla bezpieczeństwa, ale też po to by wchłaniać od swoich współpobratymców, to co najlepsze. Nasze dusze potrzebują pewnych bodźców, uczuć, aby funkcjonować w miarę harmonijnie i komfortowo. Tak wyglądało to przynajmniej w teorii.

6

Plan, który obmyślił był doskonały, zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. Tak perfekcyjny jak twórca, który go stworzył. Chyba jednak nie przewidział lub uczynił to celowo, pewnych wypaczeń, które zaczęły z czasem wychylać coraz bardziej głowę, aby sprawdzić na ile mogą sobie pozwolić. Ślepiec, dziecko, geniusz czy bogacz, winni być traktowani na tych samych zasadach. Szybko jednak okazało się, że to była mrzonka, utopia, bez możliwości zrealizowania. Niby całością winno kierować najsilniejsze z wszystkich uczuć, ale tak nie było. To co BÓG przekazał wszystkim w darze w tych samych proporcjach, szybko zaczęło zatracać pierwotną kompozycję. MIŁOŚĆ już dawno ustąpiła pola i odeszła, schowała się w cień. Teraz rządziła ślepa, fizyczna siła, która pożerała jednostki nie dostosowane, czyli słabeuszy. Jedynym celem do osiągnięcia było wskoczyć na szczyt łańcucha pokarmowego. Tylko tam tak naprawdę było bezpiecznie.