Powieść "Wybrany"

Powieść "WYBRANY" jest thillerem z elementami metafizyki, gdzie materialna fizyczność miesza się ze zjawiskami spoza naszego pojmowania. Stanisław jest zwykłym mężczyzną, który zmaga się z przeciwnościami losu i w miarę dobrze sobie z nimi radzi. Nigdy by nie przypuszczał, że droga na skróty, którą obierze, aby być prędzej w domu zaowocuje tak tragicznymi konsekwencjami. Po powrocie do domu zauważa, że coś się zmieniło. Zrazu subtelne odczucia zaczynają powoli rosnąć w siłę, aż urastają do propblemu, który wymyka się spod kontroli. Stanisław próbuje zwracać się o pomoc do przeróżnych "fachowców", którzy przynajmniej w teorii powinni mu pomóc. Zakończenie książki należy do gatunku tych nieprzewidywalnych i niewątpliwie zaskakujących.

Fragment powieści "Wybrany"

 Ranna dziewczyna wyraźnie słabła. Jej do tej pory tak silna dłoń trzymająca cały czas jego kołnierzyk z wielką mocą i ciągnąca go do siebie, opadła teraz swobodnie na asfalt. Kałuża brunatnej krwi na drodze, powoli, lecz nieubłagalnie stawała się coraz większa.

       – To moja, moja wina, przepraszam, tak bardzo przepraszam, co ze mną teraz będzie? Nie chcę tak kończyć – kobieta zaczęła cicho jęczeć.

       – Nie umrzesz mi tu, przysięgam, że nie umrzesz, Boże kochany ty nie możesz umrzeć. 

       Mówił to szeptem, ale jakimś dziwnym, może szóstym zmysłem wyczuwał, że ona go słyszy. W jej oczach do tej pory bardzo trzeźwych pojawiły się łzy, a wzrok zaczynał powoli stawać się jakiś dziwnie nieobecny. Widać było, że powoli zaczyna tracić świadomość. 

       – Dziewczyno, nie zostawiaj mnie samego. Jeszcze trochę wytrzymaj. Zaraz na pewno przyjedzie jakaś pomoc. Słyszysz mnie? Proszę, błagam nie zostawiaj mnie.

       W telefonie nadal było słychać ten cholernie irytujący sygnał zajętości. Wiedział, że powinien zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby kobieta nie straciła przytomności. Pamiętał jeszcze z kursu, że to jest naprawdę bardzo ważne. 

       – Ludzie niech nam ktoś pomoże!!! – rozdarł się na cały głos, ile tylko miał sił w piersiach. 

       – Na Boga niech nam ktoś pomoże. Przecież jesteście ludźmi, na miłość Boską. Ludzie, ktoś musi nam pomóc!!!

       Darł się teraz jak opętany. Nagle poczuł na swych ustach słony smak. Domyślił się, że płacze, gdyż było mu tak bardzo przykro. Raz z powodu tego, co tu się działo, a dwa z racji własnej czysto ludzkiej bezradności. Bezwiednie anulował połączenie
i spróbował jeszcze raz, ale szybko odłożył telefon na bok, bo kobieta zaczęła nagle kasłać krwią i jednocześnie zanosząc się płaczem próbowała coś do niego powiedzieć. Prowizoryczny tampon całkiem przesiąkł i teraz już nie stanowił żadnej przeszkody dla żywotnej energii wypływającej z rany. Kałuża niestety zaczynała się coraz szybciej i szybciej powiększać.

       – To moja wina nie powinnam, co te…

       – Zraz przyjedzie lekarz, zaraz, zaraz – zupełnie nie wiedział, co ma do niej mówić. Nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Wiedział jednak, że musi coś do niej mówić, cokolwiek choćby z racji tego, żeby kobieta nie straciła przytomności.

       – Znajdź mojego… znajdź go proszę, muszę ci powiedzieć, kto to zro… Musisz wiedzieć, że ja jestem w… – przerwała, zrobiła głęboki wdech, jakby przeczuwała, jakby wiedziała, że to jej ostatni. Krótką chwilę delektowała się powietrzem wciągniętym do płuc. Uśmiechnęła się nawet czule i delikatnie, a po upływie kilku sekund, jak gdyby już zadowolona z siebie wypuściła wolno powietrze, przestała oddychać, powoli zamknęła oczy i odeszła.

       – Raz, dwa, trzy – liczył na głos uciski na klatkę piersiową, po czym z większą siłą zawołał. – Ludzie proszę, pomocy! – krzyczał, ile tchu w piersiach. Po chwili zauważył, że nie dociska, już tamponu do rany, bo przecież obie ręce ma zajęte. Szybko przerwał uciski, zdjął koszulę i docisnął ją do szyi kobiety swoim prawym kolanem. Zaraz potem kontynuował resuscytację.

       – Pomóżcie nam! – rozejrzał się na boki. Nie było żadnego odzewu. 

       – Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście… Pomocy na Boga, ludzie pomocy! 

       Za plecami usłyszał stłumiony sygnał nadjeżdżającej karetki pogotowia albo policyjnego radiowozu. Widocznie ktoś z mieszkańców zareagował na jego okrzyki i zadzwonił po pomoc. Jednak o dziwo sygnał zamiast się nasilać zaczynał powoli cichnąć. Po chwili nic już nie słyszał. Był już bardzo zmęczony, ręce mu mdlały, wiedział, że długo już tak nie wytrzyma.

       – Jeden wdech, drugi wdech. Raz, dwa, trzy… 

       Gdzieś z tyłu usłyszał nagle cichy odgłos toczących się powoli kół jakiegoś pojazdu podjeżdżającego na wyłączonym silniku. Pierwsza myśl, że to jest pewnie karetka lub też policyjny radiowóz, a kiedy usłyszał odgłos powolnych kroków zbliżających się do niego, był święcie przekonany, że nadciąga tak długo oczekiwana pomoc. Zdążył tylko powiedzieć 

       – Bogu dzięki wreszcie ktoś… – gdy nagle coś twardego spadło z impetem na jego głowę.

       Nie stracił przytomności, ale zamroczony upadł na ciało kobiety. Poczuł jak czyjeś ręce obracają jego głowę, ale ponieważ oczy miał zamknięte, więc nic nie był w stanie zobaczyć. Po sekundzie usłyszał cichy, stłumiony, pojedynczy odgłos jakby tępego uderzenia. Ciało kobiety poderwało się w tym momencie błyskawicznie, jakby pobudzone jakimś impulsem elektrycznym
i zaraz powtórnie znieruchomiało. Usłyszał wyraźnie odgłos oddalających się szybko kroków, trzask zamykanych drzwi samochodu i dźwięk odpalanego silnika. Leżał z twarzą na piersi kobiety. Nie wyczuwał rytmu pracującej przy oddechu klatki piersiowej ani nie słyszał bicia jej serca. Czuł za to urzekający zapach jej ciała, zapach jej perfum. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz wyczuwał, że jest bardzo intensywny, ale jednocześnie niezwykle charakterystyczny i delikatny. To była wyższa półka
w świecie perfum, a taki flakon mógł kosztować nawet połowę jego wypłaty. To jednak było w tej chwili najmniej istotne. Teraz ważne było tylko jedno. Wiedział, że musi jak najprędzej dojść do siebie. Ocknąć się i jak najszybciej nabrać potrzebnej mu w tej chwili energii. Wszystko było teraz w jego rękach. Wiedział, że musi jej natychmiast pomóc. Podniósł się powoli, spojrzał na leżącą ofiarę i prawą ręką dotknął miejsca, gdzie jak mu się zdawało czaszka mu zaraz pęknie, a mózg wypłynie na zewnątrz. Namacał palcami z tyłu swojej głowy dużego guza oraz coś lepkiego i ciepłego, co zdawało się otaczać miejsce, które tak bardzo go bolało. 

       – Bież się do cholery w garść Stanisław, tak trzeba – powiedział głośno do siebie i szybko rozpoczął przerwaną przez nieznanego agresora resuscytację.

       – Niech się pan szybko odsunie! Szybko! Piotrek dawaj defibrylator – nagle usłyszał jakiś męski głos tuż obok siebie. 

       Czyjeś mocne ręce odciągnęły go od kobiety. Teraz nie brał już w tym udziału. Ratownicy rozpoczęli resuscytację, ale on wiedział, że to nic nie da, że jest już za późno. Odwrócił się i chwilę obserwował, jak dwóch ratowników udziela kobiecie wzorcowej wręcz pierwszej pomocy. Dziwne, że nie usłyszał warkotu silników dwóch pojazdów, które nie wiadomo, kiedy podjechały i teraz stały przodem do miejsca wypadku z włączonymi wszystkimi światłami. Policyjny radiowóz i duży ambulans wreszcie były na miejscu. Widocznie ktoś z miejscowych się zlitował i wezwał pomoc.

       – Resuscytacja zupełnie, jak na kursie – przemknęło mu przez głowę.

       – Proszę pana, proszę pójść ze mną do radiowozu. Nic tu już po panu. Pan już zrobił wszystko, co było w pańskiej mocy. Proszę zostawić sprawy ratownikom z pogotowia. 

       Nieznany człowiek w mundurze złapał go pod ramię i bardzo powoli zaprowadził do służbowego samochodu. Teraz dopiero zauważył, że obok karetki stoi parę osób, a w kilku oknach ludzie z zaciekawieniem obserwują, co się dzieje.

       Patrzył jak jeden z ratowników rozcina kobiecie nożyczkami sukienkę na piersiach, aby móc zamocować elektrody. Materiał
z sukni został odciągnięty na boki, by ukazać kształtne piersi zamknięte w beżowym staniku. Jedna elektroda powędrowała tuż nad prawą pierś, a druga pod lewą. Na sygnał urządzenie włączono, a ciało podskoczyło i powtórnie znieruchomiało. Ratownicy natychmiast przystąpili do masażu serca i sztucznego oddychania. Na jego oczach jeszcze dwa razy powtórzyli defibrylację
i wszystkie związane z tym czynności. 

       Po wielu minutach intensywnej akcji ratownicy w końcu odpuścili. Wówczas to usłyszał z ust jednego z nich. 

       – Kończymy Jarek, nie ma sensu ciągnąć dalej, to koniec. Zapisz proszę w raporcie. Godzina 22:16, stwierdzono zgon osoby poszkodowanej w wypadku drogowym. Miejsce wypadku: Poznań, ulica Szafirowa, na wysokości posesji o numerze 49. Ofiara to raczej młoda kobieta, o trudnym w tej chwili do ustalenia wieku. Przyczyna zgonu to wykrwawienie oraz obrażenia wewnętrzne. Akcja resuscytacyjna trwała dwadzieścia siedem minut i nie przyniosła spodziewanych efektów. Zespół medyczny trzykrotnie zastosował defibrylację, masaż serca oraz sztuczne oddychanie, niestety bez spodziewanych efektów. Mówiąc krótko, próba przywrócenia czynności życiowych kobiety nie powiodła się.

       Po usłyszeniu tych słów Stanisław podniósł się z fotela
w radiowozie i powoli podszedł do ciała kobiety. Jeden z ratowników odchodził już ze sprzętem w ręku w stronę swojego pojazdu. Chciał teraz na spokojnie, raz jeszcze przyjrzeć się ofierze wypadku, aby zapamiętać rysy twarzy człowieka, któremu nie był
w stanie pomóc. Ofiara leżała na wznak, w miejscu, gdzie ją wcześniej znalazł. Nikt jej nie przeniósł, nikt też oprócz niego
i ratowników nie ruszył ciała.

       – Pewnie takie mają procedury w przypadku zgonów – pomyślał. 

       Kobieta ręce miała ułożone wzdłuż boków, a twarz przykrytą nierozłożonym jeszcze całkowicie workiem na zwłoki. Jej jasna sukienka cała była umazana krwią. Lekko uchylił krawędź, spojrzał na nią i szybko cofnął rękę. Nie mógł znieść widoku, który przed sobą zobaczył. Ponownie jednak uniósł fragment materiału odsłaniając twarz denatki. Coś kazało mu przyglądać się przez chwilę tej nieznajomej kobiecie, analizować jej wygląd, przyjrzeć się ubiorowi, choć zdrowy rozsądek nakazywał uciekać stąd, jak najdalej.